Wakacje pod znakiem testosteronu, czyli jak przeżyć z piątką chłopa a nawet i z siódemką jak się wszystkich podliczy.

Bo jestem jedną babą a ich jest siedmiu.

I czasami sobie myślę, że może jednak źle liczę i coś popiepszyłam, bo przecież skończyłam liceum plastyczne, z matematyki miałam raptem dwóję i ogólnie nie po drodze mi z rachunkami, ale… jednak nie,do dziesięciu mi nawet idzie. I jakbym nie liczyła to wychodzi tak samo. Ich siedmiu a ja jedna.
Dlaczego siedmiu?
Bo od jakiegoś czasu mieszka z nami teść.
Czyli jest pięciu synów,jeden mąż i jeden teść.
Jak się w tym odnajduję? Różnie.
Bo są wzloty i upadki i przesilenia i radości.
Kto śledzi moj Instagram ten wie jak jest.

A kto nie śledzi niech żałuje 😀

 

Wakacje mijają mi pod znakiem zasikanego WC i mokrych od basenowych szaleństw majtek.
Były zabawy na podwórku, rowerowe wycieczki, filmy i czipsy po nocy i budowanie relacji.
Był bałagan taki, że nie wiedziałam jak dojść do łóżek dzieci, było wielkie sprzątanie i masa płaczu z tym związana.

Były plany remontowo budowlane i niespełnione nadzieje.

 

Była budowa kurnika. ( obiecuję osobny wpis na ten temat)

 

I było to wszystko, czyli życie w pełnym wymiarze.

Wakacje pokazują, że człowiek jest tylko człowiekiem a matka to człowiek jak każdy. I gdy po 100000 razy dziennie słyszę „mamooooo…” to jestem zmęczona i kocham ich miłością zmęczoną, przebrzmiałą i lekko już znudzoną codziennością. Miłością macierzyńską z tęsknotą do września, samotnej kawy o 9 i spaceru do spożywczaka w ciszy. Bo jak dwa miesiące chodzi się do sklepu z całą ekipą, to się marzy o kupnie bułek bez pięciu pomocników.  I miałam z tego powodu wyrzuty sumienia i smutno mi było, że moja miłość jest taka a nie inna -radosna i pełna zachwytów.
Ale mi przeszło, bo widzę że to miłośc prawdziwa. Pełna codziennych poświęceń i małych wyrzeczeń. Gdy po raz kolejny przekłądam remont, odnawianie drzwi i renowacje łazienki. Bo oni nie potrzebują nowego koloru ścian na przedpokoju i tej lamperii co mi się marzy. Oni potrzebują rodziców obecnych i kochających. Zmęczonych i nieidelanych. Prawdziwych i szczerych.

Dlatego te wakacje, takie nie modne, nie instagramowe, nie blogerskie i bez wyjazdów zagranicznych albo w ogóle jakichkolwiek, pełne zmęczenia matki i awantur dzieci, pełne bałaganu i uczenia się siebie nawzajem, będą mi bliskie bardzo. Bo nauczyły mnie wielu rzeczy o mnie samej, o moich dzieciach, o naszej rodzinie. Gdy w roku szkolnym mamy włączony tryb zadaniowy, nieraz zapominamy o nas samych a w te wakacje mogliśmy się tak mocno połączyć, docierać, awanturować, kochać i bawić razem, że wrześniowa rozłąka na kilka godzin tylko powiększy morze miłości w nas bo z tym doświadczeniem dwóch miesięcy jedności – w miłości i nienawiści – zespoliło nas i dało siłę. To co wydawało mi się do niedawna tragedią tych wakacji jest dziś moją siłą!
Kocham moją rodzine, moje dzieci i to, że mogę być z nimi tak mocno, że aż mam ich dosyć. W tych czasach to wielki, wielki dar!

Cieszcie się z tych wakacji i mocno przytulajcie, bo wrzesień niebawem.
A od września i na blogu zmiany, zmiany, zmiany.
Nowe kategorie, nowe wpisy, nowe siły  i remonty!

Buziaki

 

 

 

6 thoughts on “Wakacje pod znakiem testosteronu, czyli jak przeżyć z piątką chłopa a nawet i z siódemką jak się wszystkich podliczy.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *