Pilea lover. Czyli jak pewna awantura stała się początkiem mojego roślinnego hobby.

Urbanjungle to chyba trend tak obecny w naszym życiu, jak Złotopolscy ( edit:i Klan :)) w latach 90. Pamięta ktoś jeszcze? Jak pory roku Vivaldiego, zmienia się światło w twoich oczach, powiedz mi życie coś miłego, nie pędź tak proszę, daj odpocząć… Rysiek Rynkowski śpiewał chyba w każdym domu. Tak samo , obecnie w niemal każdym domu millenialsa i młodszych koleżanek i kolegów rośnie sobie Monstera Pilea i Fikus. 

tak, wiem, bieżnik robi robotę. 

Czy to źle?

Nie, w końcu moda jest dla ludzi a rośliny akurat są naprawdę spoko. Ja sama wpadłam w sidła roślinności domowej jakoś wiosna rok temu. Pamiętam ten dzień jak wczoraj. Oczywiście wszystko zaczęło się od internetu. A dokładniej od Instagrama. Kilka zdjęć, kilka hasztagów w stylu #pilealover #urbanjungle #crazyplantlady i już przepadłam.
Udało mi się załatwić piękną malusią pilee. Przyszła w paczce, w opakowaniu po serku do chleba. Była mała jak mój kciuk. I była pierwszą moją roślinką, która nie była kaktusem.
Mój kochający mąż wyśmiał mnie do cna, prawie umarł w samochodzie, gdy wyjęłam kwiatka z pudełeczka i uznał, że co jak co ale w kwiatki to ja nie umiem. I tyle.

Pilea. Czyli pieniążek. Kwiatek PRLu i Instagramu 

mój wąski parapet i One. 

Wtedy, w tym samochodzie obiecałam sobie, że co jak co, ale w kwiatki to ja umiem, nawet jeżeli do tej pory ususzyłam nawet kaktusa i nie będzie mąż pluł mi w twarz i takie tam. Więc zaczęłam czytać, oglądać i kupować nowe kwiatki.
Moje urban jungle rozrastało się mimo naszego remontu i wśród pyłu i nędzy do naszej rodziny dołączały kolejne okazy.
Dziś jestem mądrzejsza o kilka kwietnych fakapów i pełna nadziei na więcej i lepiej.
Jednak z tym więcej i lepiej muszę poczekać, aż Rysiek się ogarnie i przestanie mi grzebać w ziemi.

Jako genialna blogerka i influencerka podzielę się z wami oczywiście swoimi sposobami na życie z kwiatami. Ach jak cenne to będą porady.  Ale najpierw kilka zdjęć.

tu mamy : szczawik oxalis, ceropegie , anturium, tak zwaną trzykrotkę ( zebrinę ) , calathea  oraz  R2D2 z BB8 .

fołek alpejski od mamy, trzykrotka w kokedamie, czyli kulce z mchem oraz znany chyba każdemu skrzydłokwiat

Kitchen urban jungle czyli zielistka green orange,  calatchea i monstera 

Na parapecie. Pierwszy z lewej to fishbone cactus a pierwszy z prawej to wilczomlecz. Ma 10 lat- kupilismy go zaraz po ślubie i o dziwo żyje

ten tu kolega jakiś z rodziny ananasowatych- podlewam do środka kwiatka nie do ziemi. 

kokedama- trochę ziemi, torfu i wody- robimy błotko i lepimy kulkę. Wkładamy kwiatka i obkładamy mchem. Proste! 

zakwitł królewicz. 

Porady dla każdego wyluzowanego fana urbanjungle.
Wszystkie stosuje. Serio! 

  • podlewaj rośliny resztkami wygazowanej wody, a w wypadku braku takowej, gazowana również się sprawdza. ( uwielbiam patrzeć, jak bąbelki tańczą na powierzchni ziemi moich kwiatów) 
  • pamiętaj, że każdy kwiatek lubi co innego i zamiast stosować metodę prób i błędów watro czasami coś wygooglować. W większości wypadków , akurat twój kwiatek okaże się wyjątkiem potwierdzającym ogólne reguły, ale wiesz, warto sprawdzić…  
  • Do tego typu spraw polecam moją ukochaną grupę wsparcia na FB : ZIELONE POJĘCIE . Jest cudna i ludzie tam będący mają naprawdę pojęcie o roślinach, nie to co ja 🙂 
  • po roku już jestem pewna, że Pilea lubi być podlewana dopiero wtedy , gdy totalnie przeschnie jej ziemia. 
  • Monstera również 
  • Opuncje podlewam jak znajdę resztki wody w butelkach po dzieciach. A nowe listi niczym uszka Minie rosną ooo rosną 🙂 
  • Szczawik oxalis lubi wodę i słońce. Gdy trzymam go w cieniu i nie podlewam rośnie powoli i ma bardzo długie pędy. Ale nie da się go zabić, zawsze odrasta niczym  głowy hydry lernejskiej. 
  • Mówią, że kwiatki muszą stać w jednym miejscu. Owszem. Ale ja swoje przenoszę z miejsca na miejsce. Szczególnie szczawik, sanseveria i kaktus fishbone. One wędrują raz w tygodniu  i żyją. Jeszcze 🙂 
  • Doniczki z kamionki. Idealne, bo jak są bardzo jasne to wiem, że jak zaraz nie podleje kwiatka to on umrze. Gdy są wilgotne wszystko jest wporzo. 
  • Zraszanie. Zraszanie. Zraszanie. Zraszam każdego, prócz fiołków chyba. 
  • Mam nawet kokedamy. Rosną i mają się spoko. O dziwo. Ale zraszam je zraszam, zraszam…
    Moja łazienka totalnie niedoświetlona. Ale jest kokedama i zielistka w tejże
Ps. W kokedamie miałam rózne roslinki- zielistka i trzykrotka mają się super- bluszcz niestety padł 🙂 
Podsumowując- każdy ale to każdy może mieć w domu swoją dżunglę. 
Skoro ja, matka piątki ogarniam, to Wy nie ogarniecie? 
Czekam na Wasze opowieści roślinne w komentarzach a po więcej kwietnych kadrów zapraszam na mój Instagram 🙂 

9 thoughts on “Pilea lover. Czyli jak pewna awantura stała się początkiem mojego roślinnego hobby.”

  1. Nie wiem czy opublikował się mój poprzedni komentarz…?Tak czy inaczej – ja mam słabą rękę do kwiatów. Żyją ze mną tylko aloesy, które są odporne na ususzenie, ale też na mój późniejszy wyrzut sumienia i przelanie. 😀 Na szczęście moja druga połówka ma smykałkę – przy nim nawet storczyki są szczęśliwe i kwitną jak głupie. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *