Trzy tygodnie na remonto- amfie. Czyli desperacja jako najsilniejszy z narkotyków. Plus gratis zdjęcia przed i po metamorfozie salonu

Taka anegdotka na wstęp. Taki żarcik.

Macie piątkę dzieci.
Nie ogarniacie życia. 

Nie ogarniacie remontu, który od dwóch lat panoszy Wam się we włościach niczym dzikie pnącze, oplatając swymi mackami bałaganu i degrengolady każdy, nawet najmniejszy kąt w domu. 
Nie ogarniacie, że dziś poniedziałek, że posty na blogu obiecaliście sobie i czytelnikom cyklicznie dawać i to nie raz na miesiąc ale raz na tydzień przynajmniej a tu dupa jak zawsze i nic z tego, jak z tego prawa jazdy , co 10 lat robicie i nic. 
Nie ogarniacie, że Wasz starszy syn za trzy tygodnie ma komunię i nie macie sali na imprezkę, ani domu wykończonego. 
Tacy jesteście. 
Wy. 
Bo nie ja. 
W każdym razie przychodzi Wam do głowy taka głupota, taka myśl pokrętna i pod namową siostry( starszej, niby mądrej! ) decydujecie się na imprezkę dla kimunisty w domu. 
” Ola mówię C,  to super pomysł, pod pretekstem komunii kupisz co zechcesz i jeszcze remont skończycie bo nie będzie wyjścia” 
Tak mówiła moja siostra, ale miała na myśli bardziej coś w stylu ” zróbże tą imprezkę w domu bo jestem stara i bliska grobowej deski i  mi się w knajpie nie będzie chciało latać za piątką moich nieznośnych dzieci”  Albo po prostu chciała nas zmobilizować z dobrego serca. 
Nie wiem. 
W każdym razie, efekt tej decyzji był taki, że skoro nasz remont zatrzymał się w listopadzie i od tamtrego czasu żyliśmy w degrengoladzie i masakrze, tak nagle, 15 kwietnia, rozpoczęliśmy walkę z czasem. I niech mi nikt nie mówi , że czegoś się nie da. Nie uwierzę.

W życiu można wszystko, trzeba tylko troszkę ponaginać znane schematy. I czasoprzestrzeń.

Zrobiliśmy remont całkiem sami w niespełna trzy tygodnie, pracując w Lululaj i mając do ogarnięcia piątkę niesfornych i okropnych niczym rzep we włosach dzieci. I fakt faktem, nie spaliśmy praktycznie, a dzieci żywiły się tostami, goframi i mlekiem. Ale udało się. 
I powiem Wam, że to był świetny czas. 
Taka randka codziennie, przez trzy tygodnie, w kleju, remoncie, brudzie i pocie. Ale randka. 
Bo bez dzieci i prawie do rana. 
I z piwem. 
Więc randka. 
A że przy okazji wywaliliśmy stary kominek, futryny, stare ścianki niewiadomoskąd, jakieś listweki od siedmiu boleści, zrobiliśmy płytki na przedpokoju i ściany pomaliwaliśmy i sami połozyliśmy podłogę to inna sprawa. 
To wyszło tak przy okazji. 
Wyszło, wyszło, ale co? 
Otóż moi mili remont naszego domu, a dokładniej parteru, dobiegł końca. Zostały tylko kosmetyczne zabiegi jak lifting futryny, mikrodermobrazja ścian i inne hybrydy stołu. I zero presji czasu.

Przez ostatnie trzy tygodnie zrobiliśmy rzeczy niemożliwe.
Rozpiżdrzyliśmy ( nie wiem co to za słowo ale spoko, nie? :)) kominek.
Piotrek położył płytki w przedpokoju, a fliziarz w kuchni.
Poszpachlowaliśmy i pomalowaliśmy ściany, których od 10 lat nikt nie dotykał niczym innym jak kredkami i tłustymi łapami.
Wywaliliśmy lub zliftingowaliśmy stare futryny i drewniane kiczyki rodem z niewiadomoczego.
Odmalowałam schody.
Odnowiłam trzy pary naszych drzwi po Dziadku jeszcze.
Połozyliśmy z Piotrusiem podłogi i sami je zaolejowaliśmy.
Zorganizowaliśmy komunię, ja przygotowałam obiad na 20 osób, Piotrek zrobił w tym czasie listwy przypodłogowe i skręcił szafe PAX.
A i zapomniałam dodać, uporządkowaliśmy ogród. Choć tu pomógł nam tata i Jacek. Bądz co bądz, wywieźliśmy chyba z 5 przyczep śmieci i złomu. Tak wiecie, między rozwalaniem ścian w salonie, a kładzeniem podłogi. 

I jeszcze na dodatek, w tak zwanym międzyczasie udawaliśmy, że żyjemy, że jemy , że śpimy, że zajmujemy się dziećmi i tym podobne pierdoły.

Myślę, że są rzeczy o których poopowiadam w osobnych wpisach, na przykład drzwi- bo to temat na epopeje, lub lampy nie z ikea- to również temat na epos. Są jednak sprawy o których opowiem dziś.
Przede wszystkim, słuchajcie, hybrydowy lakier trzyma się mimo remontów. Zabiło go tylko kładzenie podłogi i zmywanie rozpuszczalnikiem kleju z płytek.
Lub kwestia posiłków. Kto powiedział, że tosty nie są śniadaniem, obiadem i kolacją? Wszystko zależy od godziny podania 😀
Sen? Nie pamiętam co to znaczy.

Jak mieszkać w remontowanym domu? 

Życie naszej rodziny, przez ostatnie kilka tygodni było nieco specyficzne. Najtrudniej było, gdy z salonu wynieśliśmy wsztstko- stół, krzesła, sofę. Rozkręcone zanieśliśmy na piętro, przez co pokój dzieci był jedną wielką degrengoladą. Dół również nie nadawał się do życia. Dobrze, że była piękna pogoda i posiłki przygotowywaliśmy i zjadaliśmy na podwórku, na „tarasie którego jeszcze nie ma „.

Takie życie jest możliwe tylko wtedy, gdy przed byciem mamą było się harcerką i zna się wszelkie niedogodności życia bez cywilizacji. Jednak- myślę, że miało to swój urok. Mieliśmy do wyboru zwariować, albo zaakceptować to, jak jest i pozwolić dzieciakom demolować dom wraz z nami:)

stary dom, remont, rozbiórka,

Dlaczego zdecydowaliśmy się na rozbiórkę kominka? 

Pytanie niby proste ale… 
Dla wielu ten kominek to była atrakcja domu. Dusza i serce. Kafle, ręcznie robiony wkład. Wiele ciepłych myśli. Sama z moim tatą, jakieś 12 lat temu, ten kominek stawiałam, kafle podawałam. Teraz go rozburzyliśmy. Ale z miłością, każdy kafel uratowany, wkłąd również. 
Pozbycie się tego kominka to było moje marzenie od kilku lat. Przede wszystkim z powodu jego rozmiarów. Na zdjęciach nie widać, jak wielki to był byk. Wraz z ogrodzeniem( żeby nam się dzieci nie poparzyły) zajmował 50 procent salonu! A nasz salon jest wąski i niezbyt ustawny. 
Kolejną sprawą było palenie w kominku- jak ktoś ma jedno dziecko i uwielbia sprzątać to polecam. Ale jak ma się piątkę synów i awersję do zamiatania, to ja powiem- dzięki ale nie. Kominek to największy generator kurzu, pyłu i śmieci drewnopodobnych. A biegające z kawałkami drewna dzieci doprowadzały mnie do nerwicy. Więc z radością pozbyłam się naszego kominka. Ostatnie 10 lat cały sezon zimowy byłam zmuszona palić w kominku. Dzień w dzień. Pilnować, nosić drewno, rozpalać, pamiętać o dorzucaniu i to w takim systemie, by mi się 10000 stopni w salonie nie zrobiło- więc mało i regularnie. Wyobraźcie to sobie. Plus dzieci. Wyjście z domu na cały dzień oznaczało powrót do zimna. Tak więc- kochani- nawet jeżeli kominek był piękny i wyjątkowy- jestem taka szczęśliwa, że go nie ma i nic tego nie zmieni 🙂 

Co zamiast kominka? 

Zamiast kominka będziemy mieć ogrzewanie podłogowe w całym domku:) Pamiętacie demolkę podłóg? ( jak nie to polecam KLIK ) Bo my tak 😀
I ten szok, gdy okazało się co jest pod spodem. Lub czego raczej nie ma ! 
Plus, jak się okaże to przydatne małą i miłą czarną kozę.  Taka piękna prosta czarna koza. Malutka! I do użytku okazjonalnego. A nie jak wcześniej- ciągłego. Taka mi się marzy.  Z boku ściany, żeby w końcu prócz kominka zmieścił się jakiś mebel. może TV a może nawet obraz ? 🙂 
Zobaczymy. 
Póki co mamy piękną pustą szarą ścianę. I to mi wystarcza! 

 I najważniejsze – przed i po. 

Mała zajawka. Bo więcej dostaniecie w osobnym poście. Ale chce Wam już się pochwalić, że nie dość, że przeżyliśmy, to jeszcze jakoś wyszło. 

14 thoughts on “Trzy tygodnie na remonto- amfie. Czyli desperacja jako najsilniejszy z narkotyków. Plus gratis zdjęcia przed i po metamorfozie salonu”

  1. Cudowne to życie wiedziecie! <3 Ja z moimi tylko dwoma córkami zeszłabym na zawał. Staram się zawsze "wypychać" je z domu bo tylko czas mi zabierają – bo chcą jeść, bo mają lekcje, bo musza mieć sukienkę na apel… Brawo!

  2. Mnie remonty przerażają – w tamtym roku w moim domu nie dało się mieszkać przez 3 miesiące :O Na szczęście ja miałam studenckie mieszkanie, w innym wypadku nie wiem gdzie bym się podziała 😛

    Efekty końcowe wyglądają super 🙂

  3. Kto to przeżył ten wie ile to supermocy kosztowało ! Najważniejsze, że to już za wami . My podczas remontu całego domu 2 miesiące mieszkaliśmy w przyczepie kempingowej we własnym ogrodzie z 3 letnimi bliźniakiami. Dłubaliśmy z mężem do 1 w nocy, żeby dziś móc się cieszyć i wspominać ile przy tym było śmiechu, potu i łez. Ale się udało i było warto !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *